Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/199

Ta strona została przepisana.

skop, temu czerwonawemu pyłkowi, zbliżyła się doń na palcach i zapytała:
— Czemu się tak przyglądasz, dobry przyjacielu San Felice?
— I skoro pomyślę — mówił kawaler sam do siebie i razem odpowiadając Luizie, że potrzeba 187 miljonów tych wymoczków ażeby zaważyły gram jeden!
— 187 czego? zapytała dziewczynka.
Tym razem wykład był ważny, kawaler wziął dziecko na kolana i mówił:
— Ziemia, maleńka Luizo, nie zawsze była taką jaką jest dzisiaj, to jest zasłana trawnikami, pokryta kwiatami, ocieniona granatami, pomarańczowemi drzewami i laurami różowemi. Nim była zamieszkaną przez człowieka i zwierzęta jakie widzisz, była naprzód pokryta wodą, później roślinami, wreszcie olbrzymiemi palmowemi drzewami. Tak samo, jak domy nie wyrastają same, a trzeba je budować, Bóg, wielki budowniczy świata, musiał zbudować ziemię. I tak, jak budują domy z kamieni, wapna, gipsu i dachówek, tak samo Bóg utworzył ziemię z rozmaitych żywiołów. Jednym z tych żywiołów są niedostrzeżone robaczki, mające skorupę jak ostrygi, lub tarczę jak żółwie. One to dostarczyły materjału na wielkie łańcuchy gór Kordyljerskich. Apeniny środkowych Włoch, których ostatnie szczyty ztąd dostrzegasz, są utworzone z ich szczątków, a niedające się ująć odłamki ich skorupy, służą do politurowania, nadając połysk tej miedzi. I wskazał na łóżeczko które czyściła służąca.