Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/205

Ta strona została przepisana.

— Mój ojcze! mój ojcze! wołała Luiza.
— Ah! jakaż ona piękna! szeptał umierający, i jak ty dotrzymałeś uczynionej mi obietnicy, święty przyjacielu mego serca. I jedną ręką przyciskając Luizę do swojej piersi, drugą wyciągnął do kawalera.
Luiza i San Felice wybuchnęli głośnym płaczem.
— O! nie płaczcie, nie płaczcie, powiedział książę z nieokreślonym uśmiechem. Ten dzień jest dla mnie dniem uroczystym. Czyż nie potrzeba było jakiegoś wielkiego zdarzenia, jak to, które się ma spełnić, abyśmy się jeszcze raz na tym świecie zobaczyli, a kto wie? może śmierć mniej rozłącza jak nieobecność. Nieobecność jest faktem znanym, doświadczonym; śmierć jest tajemnicą. Uściskaj mnie kochane dziecię; tak, pocałuj mnie dwadzieścia, sto, tysiąc razy; pocałuj mnie za każdy rok, za każdy dzień,.za każdą godzinę, ubiegłą od lat czternastu. Jakaś ty piękna! jakżeż ja dziękuję Bogu że pozwolił mi zachować twój obraz w mojem sercu i unieść go z sobą do grobu I z silą której się sam w sobie nie domyślał, przyciskał swą córkę do piersi, jak gdyby ją istotnie chciał wprowadzić do swego serca. Później, odezwał się do kamerdynera stojącego na uboczu, aby przepuścić San Felice i Luizę.
— Nikogo, słyszysz Giovanni? nawet doktora! nawet księdza’ tylko śmierć ma prawo teraz wejść tutaj.
Książę upadł na szezlong wycieńczony dokonanym wysiłkiem; jego córka uklękła przy nim, czoło podniosła do wysokości jego ust, San Felice stał