Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/208

Ta strona została przepisana.

liśmy człowieka z ludu, ukląkł we drzwiach kościoła, gdzie proszono za ciebie, łącząc swoją modlitwę z modlitwą ogółu, mówił: „Święta Matko Boża! ofiaruj moje życie Twemu boskiemu synowi, jeżeli życie biednego jak ja grzesznika, może odkupić życie naszego ukochanego vice-króla.“ Tobie i Bogu, mój ojcze, nic innego nie miałabym do powiedzenia, tylko to co mówił ten człowiek Madonie.
— Ofiara byłaby zbyt wielką, odpowiedział książę, potrząsając łagodnie głową Ja, dobre czy złe przeżyłem moje życie: ty, moje dziecko — powinnaś przeżyć swoje i aby je przygotować ile możności szczęśliwem, nie miej dla mnie tajemnic.
— Ja nie mam dla nikogo tajemnic, odrzekła dziewica, patrząc swemi wielkiemi, przeźroczystemi oczami, w których się malował cień zadziwienia.
— Masz lat dziewiętnaście Luizo?
— Tak, mój ojcze.
— Nie doszłaś do tego wieku nie pokochawszy kogoś?
— Kocham ciebie mój ojcze, kocham kawalera który ciebie przy mnie zastąpił; na tem kończą się moje uczucia.
— Nie rozumiesz mnie, albo udajesz że nie rozumiesz, Luizo, pytam się ciebie, czy nie wyróżniłaś jakiego młodego człowieka z tych, których widywałaś u San Felice lub gdzieindziej?
— Nie wychodziliśmy nigdy mój ojcze i nigdy nie widziałam u mego opiekuna innego młodego człowieka, jak tylko mego mlecznego brata Michała,