Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/211

Ta strona została przepisana.

— Na co się zgadzasz Luizo, zapytał kawaler głosem słodkim i pieszczotliwym.
— Ojciec mój powiedział iż umrze szczęśliwy, dobry przyjacielu, jeżeli mu przyrzekniemy, ja zostać twoją żoną, ty być moim mężem. Ja ze swej strony przyrzekłam.
Jeżeli Luiza nie była przygotowaną na podobne zwierzenie, niewątpliwie kawaler jeszcze mniej, patrzył kolejno na księcia i na Luizę, i z gwałtownym wykrzykiem:
— Ależ to niepodobna! powiedział.
Ale spojrzenie rzucone w tej chwili na Luizę, dawało mu jasno do zrozumienia że wcale nie od niej wychodziło niepodobieństwo.
— Niepodobna, a dlaczego? zapytał książę.
— Ależ spójrz na nas oboje! Oto ona, wstępująca na próg życia w całym kwiecie młodości, nie znająca ale radaby poznać miłość i ja!... ja z memi czterdziestu ośmiu latami, siwemi włosami, głową pochyloną nauką!... Sam widzisz że to niepodobna Józefie.
— Tylko co mi powiedziała, że tylko nas dwóch kocha na świecie.
— Właśnie też; kocha nas jednaką miłością; my obaj, jeden dopełniając drugiego, byliśmy jej ojcem, ty przez krew, ja wychowaniem; ale jej ta miłość wkrótce nie wystarczy. Dla młodości potrzeba wiosny, pączki puszczają w marcu kwiaty, rozkwitają w kwietniu; zaślubiny natury odbywają się w maju; ogrodnik chcący zmieniać porządek pór roku, byłby nietylko szalonym, ale bezbożnym.