Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/212

Ta strona została przepisana.

— O! ostatnia moja nadzieja zgubiona! powiedział książę.
— Widzisz to mój ojcze, zaczęła Luiza, nie ja a on odmawia.
— Tak, to ja odmawiam, ale rozumem moim nie zaś sercem. Czyż zima odrzuca kiedy promień słońca? Gdybym był samolubem, powiedziałbym: Przyjmuję. Porwałbym cię w ramiona jak starożytni bogowie gwałtem porywający, unosili nimfy; ale wiesz o tem, jakkolwiek był bogiem Pluton, zaślubiając córkę Ceres, za cały posag dał jej wieczną noc w której umarłaby z nudy, gdyby jej matka nie była dodała sześciu miesięcy dnia. Nie myśl już o tem, Caramanico; sądząc iż gotujesz szczęście swemu dziecku i przyjacielowi, okryłbyś żałobą dwa serca.
— Kochał mnie jak swoją córkę, a niechce mnie za swoją żonę, powiedziała Luiza. Ja go kochałam jak ojca, a jednakże chcę go za małżonka.
— Bądź błogosławioną moja córko, odrzekł książę.
— A ja, Józefie, mówił dalej kawaler, czyż mam być wyłączony od twego ojcowskiego błogosławieństwa. Jakto, ciągnął dalej wzruszając ramionami, jakto może być abyś ty wyczerpawszy wszystkie namiętności, miał tak błędne wyobrażenie o tajemnicy, zwanej tajemnicą życia?
— Eh! zawołał książę, właśnie też dlatego że wyczerpałem wszystkie namiętności, że spróbowałem owoców tego martwego morza i znalazłem je pełnemi popiołu, właśnie dla tego chciałem jej zapewnić życie łagodne, spokojne, bez wielkich wrażeń,