Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/217

Ta strona została przepisana.

łzy jedna szeptała: Mój ojcze!... drugi: Mój przyjacielu!...
Przybyto do grobu, oznaczonego tylko płytą marmurową z herbami i nazwiskiem księcia. Płytę tę podniesiono dla wniesienia trumny i De Profundis śpiewane przez sto tysięcy głosów, wzniosło się do nieba.
Konający koń straciwszy w drodze połowę krwi, upadł na przednie kolana. Możnaby powiedzieć, że biedny zwierz modlił się także za swego pana. Ale skoro ucichła ostatnia nuta śpiewu księży, padł na zamkniętą płytę, wyciągnął się na niej, jak gdyby pilnując wstępu i wydał ostatnie tchnienie. Były to zabytki zwyczajów wojowniczych i poetycznych średnich wieków: koń nie powinien przeżyć swego jeźdźca. Czterdziestu dwóch koni zabito na zwłokach pierwszego.
Zgaszono pochodnie i cały kondukt, ogromny, milczący jak procesja duchów, powrócił do ciemnego miasta, gdzie żadne światełko nie błyszczało ani w oknach ni na ulicy. Możnaby powiedzieć że cały gród umarłych był oświetlony jedynym świecznikiem, a skoro go śmierć zagasiła, wszystko pokryło się nocą.
Nazajutrz równo z brzaskiem, San Felice i Luiza odjechali do Neapolu. Trzy miesiące poświęcono tej boleści serdecznej, podczas których nie zmieniano dawnego trybu życia, tylko było ono smutniejszem jeszcze.
Po upływie trzech miesięcy, San Felice wymagał aby się rozpoczął rok próby, to jest: żeby