na radzie króla Ferdynanda nazajutrz po dniu, kiedy ambasador francuzki rzucił biesiadnikom sir Williamsa Hamilton, swe straszne pożegnanie.
Gdybyśmy przedsiębrali zamiast opowiadania historycznych wypadków, którym prawda nadała piętno jeszcze głębiej straszliwe i które wreszcie zajęły w dziejach świata niezatarte miejsce, gdybyśmy przedsiębrali, powiedzmy, napisać zwyczajny romans z dwóch lub trzechset stronnic, w celu bezpożytecznym i błachym zabawienia przedstawieniem przygód mniej więcej malowniczych, wypadków mniej lub więcej dramatycznych powstałych w naszej wyobraźni — lekką czytelniczkę lub czytelnika znudzonego, stawilibyśmy niezwłocznie naszą czytelniczkę lub czytelnika w obec posiedzenia tej rady gdzie był obecnym król Ferdynand a przewodniczyła królowa Karolina. Nie troszczylibyśmy się o poznajomienie bliżej z temi dwiema panującemi osobami, których zarysy daliśmy w pierwszym rozdziale, choć wtedy, jesteśmy pewni, coby opowiadanie nasze zyskało na pośpiechu, straciłoby na interesie, bo w naszem przekonaniu, im lepiej znamy działające osoby, tem ciekawiej rozpatrujemy ich złe lub dobre czyny. Tembardziej, że osoby które mamy uwydatnić w dwojgu ukoronowanych bohaterach tej historji, mają tyle stron dziwacznych, iż niektórym kartom naszego opowiadania byłoby trudno uwierzyć lub je pojąć, gdybyśmy się nie zatrzymali chwilę dla przeobrażenia szkiców