Przy tem samem świetle odbijającem się w ich broni przyglądali się dwom ludziom leżącym na ulicy.
Cirillo poznał patrol zajęty swoją czynnością.
I w istocie był to patrol, którą słyszał przybywającym Pasqual Simone i uciekł przed nim nie chcąc kompromitować królowej.
Tak jak się tego zbir domyślał przybywszy na miejsce potyczki, patrol znalazł na chodniku jednego zabitego i jeunego ranionego, dwaj inni jeden co otrzymał cięcie szablą w twarz i ten któremu ramię strzaskała kula, mieli tyle siły, że uciekli maleńką uliczką, ciągnącą się wzdłuż strony północnej ogrodu San Felice.
Patrol łatwo rozpoznał że jeden z dwóch ludzi był nieżywy i że o tego nie należało się już troszczyć. Ale towarzysz jego, chociaż zemdlony, oddychał jeszcze i tego może jeszcze będzie można ocalić.
Znajdowali się o dwadzieścia kroków od fontanny Lwa. Jeden z żołnierzy przyniósł w kasku wody i wylał ją na twarz ranionego. Ten poczuwszy nagłe zimno, otworzył oczy i przyszedł do siebie. Widząc się otoczonym żołnierzami, usiłował podnieść się, ale napróżno, był zupełnie bezwładnym, tylko głową mógł poruszać.
— Powiedzcie mi przyjaciele, powiedział, jeżeli już mam umierać, czy nie moglibyście mi znaleźć łóżka cokolwiek wygodniejszego?
— Na honor, powiedzieli żołnierze, to jakieś nie złe licho, trzeba mu wyświadczyć o co prosi. — I chcieli go podnieść.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/294
Ta strona została przepisana.