— A teraz lepiej się czujesz? zapytał rannego.
Ten odetchnął długo z wahaniem.
— Tak.
— W takim razie, powiedział oficer, możesz odpowiadać na moje zapytania.
— Na twoje zapytania? I na cóż to?
— Potrzebuję spisać protokół.
— A! twój protokół ja ci w czterech wyrazach podyktuję. Doktorze, jeszcze łyżkę twego lekarstwa. — Wypiwszy je, zbir mówił: — Ja i pięciu jeszcze czekaliśmy na młodego człowieka żeby go zamordować. Jednego z nas zabił, a trzech zranił, jednym z trzech ranionych jestem ja. Otóż i wszystko.
Łatwo pojąć z jaką uwagą Cirillo słuchał wyznania umierającgo. Więc jego podejrzenia były uzasadnione, młodzieńcem oczekiwanym przez zbirów był niewątpliwie Salvato Palmieri. Zresztą któż oprócz niego mógł na sześciu ludzi uczynić czterech niezdolnych do walki.
— A jakież są nazwiska twoich towarzyszy? zapytał oficer.
Ranny wykrzywił twarz niby uśmiechając się.
— A! co do tego, jesteś za nadto ciekawy mój przyjacielu. Nic odemnie się o nich nie dowiesz, wreszcie gdybym ci je nawet wyjawił, nie na wiele by ci się to przydało.
— Przydało by mi się do przyaresztowania ich.
— Tak sądzisz? A więc wymienię ci kogoś znającego te nazwiska, możesz pójść i zapytać go o nie.
— I któż to taki?
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/300
Ta strona została przepisana.