Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/301

Ta strona została przepisana.

— Pasquale Simone. Może chcesz jego adresu? Basso porto na rogu ulicy Catana.
— Zbir królowej, wyszeptali obecni.
— Dziękuję ci przyjacielu, mój protokół już skończony. — Potem odwracając się do żołnierzy: — No w drogę, powiedział, od godziny tracimy tutaj czas na próżno.
I posłyszano szczęk broni i regularny chód oddalających się.
— Widziałeś pan, rzekł ranny, jak zrejterowali?
— Tak i pojmuję bardzo dobrze — dla czego nie chciałeś wyjawić nic kompromitującego twoich towarzyszy. Ale mnie, czyż odmówiłbyś także objaśnień, nie kompromitujących nikogo i tylko mnie interesujących?
— O! tobie doktorze bardzo chętnie. Chciałeś mi dopomódz i byłbyś mnie ocalił gdybym mógł być ocalonym. Tylko spiesz się, czuję że słabnę, zapytuj prędko co pragniesz wiedzieć, język mi się plącze. Zaczyna się odbywać to, co nazywamy początkiem końca.
— Będę mówił zwięźle. Czy młodzieniec którego Pasquale Simone oczekiwał aby zamordować, nie był oficerem francuzkim?
— Zdaje się że tak. Chociaż po neapolitańsku mówił tak dobrze jak pan i ja.
— Czy umarł?
— Nie umiem tego powiedzieć na pewno, ale nie ulega wątpliwości że jeżeli nie umarł to musi być przynajmniej bardzo chory.
— Widziałeś go jak upadł?