— A teraz uściśnij mi pan bardzo mocno rękę.
Cirillo ścisnął ją.
— Mocniej, powiedział zbir, nic nie czuję.
Cirillo z całych sił ścisnął już bezwładną rękę umierającego.
— A teraz przeżegnaj mnie. Bóg mi świadkiem że chciałbym to sam zrobić, ale nie mogę.
Cirillo zrobił znak krzyża nad rannym, a ten coraz słabszym głosem wymawiał: — W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
W tej samej chwili ksiądz ukazał się we drzwiach poprzedzony przez chłopca, który po niego chodził. Z lewej strony miał krzyż, z prawej święconą wodę, a sam niósł święty Wjatyk.
Na jego widok wszyscy uklękli.
— Czy tutaj mnie wzywano? — zapytał.
— Tak, mój ojcze, odrzekł umierający. Nędzny grzesznik ma oddać duszę, jeżeli ją miał kiedykolwiek i przy tej ciężkiej przeprawie pragnąłby abyś mu dopomógł swojemi modlitwami, nie śmiejąc prosić o błogosławieństwo, którego się czuje niegodnym.
— Moje błogosławieństwo jest dla wszystkich mój synu, odpowiedział ksiądz, a im większy grzesznik tem więcej go potrzebuje.
Przysunął krzesło do wezgłowia umierającego i usiadł. Cymborjum trzymał w obu rękach, a ucho przy jego ustach.
Cirillo już był niepotrzebnym przy tym człowieku. Zrobił wszystko co mogło materjalnie osłodzić jego ostatnią godzinę. Czynność doktora była skończoną, zaczynała się czynność księdza. Opuścił
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/303
Ta strona została przepisana.