stwie, jeżeli ta czynność jest odważnie wykonaną. To też w tym okrzyku, wyrażającym przestrach, ciekawość i podziwienie, nastąpiła męcząca cisza; każdy oczekiwał ukazania się mnicha, drżąc by jak nurek Schyllera nie pozostał pod wodą.
Trzy sekundy, wydające się trzema wiekami spektatorom, upłynęło nie przerywając tej ciszy. Potem ujrzano falę, rozdzielającą się znowuż i ukazującą ogoloną głowę mnicha, który zaledwie nad wodą wydał głosem strasznym okrzyk chwały i wdzięczności: Niech żyje święty Franciszek!
Zaledwie mnich ukazał się nad wodą, kiedy jednem uderzeniem wioseł, czterej wioślarze z nim się połączyli. Dwaj ludzie mający ręce wolne, schwycili go za ramiona i uroczyście wyciągnęli z morza. Kapucyni w łódkach jednym głosem zaintonowali Te Deum Laudamus, majtkowie krzyknęli trzy razy hurra, a spektatorowie na tamie, wybrzeżu i oknach klaskali z zapałem, który w Neapolu towarzyszy każdemu tryumfowi, ale podnoszącym się do fantastycznych rozmiarów, jeżeli idzie o kwestję religijną na cześć jakiej madonny będącej w modzie, lub renomowanego świętego.
Po tem co powiedzieliśmy, zbytecznem byłoby dodawać, że kapucyni z Saint-Ephrem weszli w modę, a klasztor ich stał się sławnym klasztorem.
Co do brata Pacifico, od tej chwili został on bohaterem ludu neapolitańskiego. Nie było męż-