Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/411

Ta strona została przepisana.

w ćwiartkę baraniny u Beccajo mającego sklep na rogu tej uliczki i ulicy Sant-Eligio.
Musiał więc dowiedzieć się o co chodziło.
Zresztą to coś ważnego zajść musiało, bo w miarę jak się zbliżał do ulicy San-Eligio, tłum powiększał się i wydawał więcej wzruszonym. Zdawało mu się że słyszy wymawiane przytłumionym głosem wyrazy francuzi i jakobini. Ale że tłum ten rozstępował się przed nim ze zwykłym szacunkiem, swobodnie przybliżał się do sklepu zkąd miał zamiar, jak powiedzieliśmy zabrać siedm albo ośm ćwiartek baraniny, mające nazajutrz służyć na pieczyste dla zgromadzenia.
Sklep był zapchany mężczyznami i kobietami, które krzyczały i rozprawiały jak opętane.
— Hola Beccajo! zawołał mnich.
Gospodyni domu, rodzaj megiery z siwemi i roztarganemi włosami, poznała głos zakonnika, odepchnęła pięściami, rękami i łokciami rozprawiających.
— Pójdź mój ojcze, powiedziała, to sam Bóg cię przysyła. On bardzo potrzebuje ciebie i sznurka św. Franciszka, biedny Beccajo.
I dając rzeźnikowi Giakobina do pilnowania, pociągnęła za sobą brata Pacifico do pokoju w głębi gdzie Beccajo z twarzą przeciętą od ust do skroni, jęczał zakrwawiony na łóżku.

Assunta.

Przyczyną tego zamieszania na Starym Rynku i hałasu na ulicy Saint-Eligio i uliczce Sospiri, był przypadek Beccajo.