Tylko ma się rozumieć, wypadek ten tłómaczono rozmaicie.
Beccajo z twarzą rozciętą, trzema wybitemi zębami, uciętym językiem, nie mógł czy nie chciał dawać objaśnień. Można było tylko zrozumieć z wyrazów Giakobini i Francesi szeptanych przez niego że jakobini Neapolitańscy, przyjaciele francuzów tak go pięknie ustroili.
Wieść się także rozeszła, że przyjaciel Beccaja został znaleziony umarłym na miejscu potyczki i dwóch innych ranionych, jeden z nich nawet tak strasznie, że umarł tej samej nocy.
Każdy objawiał swoje zdanie o wypadku i jego przyczynach i ten to hałas pięciu lub sześciuset głosów, zwrócił uwagę brata Pacilico i ściągnął go do sklepu rzeźnika baranów.
Młody człowiek od dwudziestu sześciu do dwudziestu siedmiu lat mający, stał oparty o futrynę drzwi milczący i zamyślony. Tylko na rozmaite przypuszczenia, a szczególnie kiedy mówiono że Beccajo i trzej jego towarzysze wracając po kolacji z karczmy Schiara, zostali napadnięci przez piętnastu ludzi przy Fontannie Lwa, młodzieniec śmiał się i ruszał ramionami w sposób bardzo znaczący, zadając fałsz temu wszystkiemu.
— Dla czego śmiejesz się i wzruszasz ramionami? zapytał jeden z jego towarzyszów imieniem Antonio Avella, którego nazywano Pagliucchella, skutkiem zwyczaju ludu Neapolitańskiego nadawania każdemu
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/412
Ta strona została przepisana.