Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/432

Ta strona została przepisana.

synowie przynieśli, w nadziei pomyślnego połowu zostały napełnione aż po sam wierzch nie pomieściły jednakże i trzeciej części tego bogatego żniwa, które się zbiera bez najmniejszej uprawy.
Dzieci poszły po nowe kosze, a tymczasem Tomeo przejęty serdeczną wdzięcznością, opowiadał każdemu, że cud ten zawdzięczał wyłącznie łasce św. Franciszka swego patrona, do którego ołtarza zakupił dwanaście świec woskowych, palących się w czasie mszy zakupionej przez niego.
Sum nadewszystko był przedmiotem uwielbienia starego rybaka i obecnych, można było w istocie policzyć do cudu, że pomimo silnych ciosów jakie wymierzał sieci, nie zerwał jej przecież i nie ułatwił sobie ucieczki, dając tym sposobem możność rejterady całej łuskowatej rzeszy skaczącej koło niego.
W czasie opowiadania Basso Tomea i na widok połowu, żegnano się wołając: Evviva San Francisco! Jeden tylko don Clemente, stojący w oknie, panujący niby nad tą całą sceną, zdawał się powątpiewać o pośrednictwie świętego, przypisując po prostu ten połów cudowny, szczęśliwemu przypadkowi, jaki niekiedy spotyka rybaków.
Stojąc w oknie pierwszego piętra swego pałacu, panując jakeśmy to już powiedzieli nad całym tłumem i mogąc zgłębić wzrok aż na plac Marinelli w łuk zagięty, widział to, czego Basso Tomeo stojący ze swoją rybą w pośród koła winszujących mu szczęścia nie mógł widzieć i nie widział też w istocie.
Ten którego don Clemente widział, a którego znów Basso Tomeo widzieć nie mógł, był to właśnie