braciszek Pacifico, wracający z rynku ze swoim osłem; zajmował on dumnie podług swego zwyczaju sam środek ulicy; byłby z pewnością wpadł na gromadkę ryb, które Basso Tomeo złowił, gdyby był ciągle szedł w linji prostej.
I oto co się dalej stało: widząc tłum ludu, tamujący mu drogę, a nie wiedząc przyczyny tego zbiegowiska, braciszek Pacifico, ażeby się łatwiej przez niego przerżnąć, ujął Giakobina za postronek i postępując przodem zawołał: Z drogi! w imię św. Franciszka, z drogi!
Łatwo domyślić się możemy, że lud z łatwością ustąpił z drogi, opiewającemu pochwały założyciela klasztoru, reguły braci młodszych; gdy tenże nadto przedstawiał się w imieniu świętego ale tem skwapliwiej i z większem uszanowaniem zrobiono mu miejsce, kiedy w przybyszu poznano braciszka Pacifico i jego osła Giakobina, a każdy bez wątpienia wie o tem, że ten ostatni był przywiązany do szczególnych usług świętego.
A więc braciszek Pacifico najspokojniej w święcie przerzynał się przez zbiegowisko ludu, nie widząc wcale co się w środku tłumu znajdowało, kiedy nagle znalazł się na wprost starego Tomea, i o mało co nie wpadł na gromadę ryb które rzucały się rozpaczliwie w ostatnich konwulsjach konania.
Właśnie tej chwili oczekiwał Clemente, gdyż łatwo mógł się domyśleć ciekawej walki, jaka rozpocząć się mogła pomiędzy rybakiem a mnichem; i w istocie, zaledwo Basso Tomeo poznał Pacifica, ciągnącego za sobą Giakobina i zrozumiał że skazany
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/433
Ta strona została przepisana.