dzikim, jakim śmieje się ten, co po zaspokojeniu słodkiej zemsty, nic więcej już nie pragnie, jak tego by mógł umrzeć, wyrządziwszy jak najwięcej złego wrogom swoim.
Coś ciężkiego upadło na ziemię i jakiś mężczyzna ze sztyletem w ręku zeskoczył z balkonu na środek pokoju.
Szabla niby błyskawica skrzyżowała się ze sztyletem i mężczyzna ów upadł, ostatnie wydawszy, westchnienie, szabla przeszyła go na wylot.
Powtórne uderzenie siekiery wysadziło drzwi. Don Clemente, już gotował się stawić czoło nowym nieprzyjaciołom, kiedy nagle ujrzał lecące z góry papiery i książki. Domyślił się, że zapaleńcy dostawszy się na drugie piętro, wyłamali drzwi mieszkania brata, które być może, nie przewidując żadnego niebezpieczeństwa, zostawił spiesząc się do Dury otwarte, i że tymi papierami były autografy i książki Elzewira, które nędznicy wyrzucali przez okno, nie domyślając się jakie niszczą skarby.
Zraniony kamieniem wydał okrzyk wściekłości, na widok tej profanacji wydał okrzyk bólu. Jakaż będzie za powrotem rozpacz jego brata, jego biednego brata.
Don Clemente zapomniał o własnem niebezpieczeństwie, zapomniał że książę będzie miał prawdopodobnie do opłakiwania za powrotem innego rodzaju stratę, jak zniszczenie autografów i Ezewirów.
W tej chwili widział tylko jedną przepaść, która otwarła się u nóg jego z powodu własnej nierozwagi i to w chwili, gdy się tego najmniej spodziewał;
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/442
Ta strona została przepisana.