I w istocie męczarnie dwóch braci trwały trzy godziny.
W trzy godziny dopiero, motłoch nasycony widokiem cierpień, rozszedł się powoli, unosząc z sobą zatknięte na końcu noża, puginału lub kija kawałki spalonego ciała. Kości pozostały pastwą ognia.
Wtedy to dopiero doktór Cirillo mógł przejechać tędy i odbywać drogę do Portici; konanie tych dwóch męczenników zatamowało mu drogę.
Tak zginął książę de la Torre i brat jego don Clemente Filomarino, pierwsze ofiary wściekłości zemsty ludu w Neapolu. Broń w ręku ludu, to rozszalały rumak, ale rumak ten pochodzący z rasy koni Diomedesa, nasycał się często krwią ludzką.
W godzinę później doktór Cirillo był już w Portici, a woźnica otrzymał obiecanego piastra.
Tego samego wieczoru Hektor Caraffa przebrany, dostał się do granicy Państwa kościelnego, tą samą drogą jaką szedł, kiedy po raz pierwszy opuszczał państwo Neapolu; spiesznie udał się do Rzymu, aby oznajmić generałowi Championnet o wypadku, jaki spotkał jego adjutanta, a nadto chciał się z nim porozumieć co do środków jakich miano użyć w tej ważnej okoliczności.
Pozostawmy Hectora Caraffę jadącego drożynami wijącemi się wśród gór; a mając nadzieję przybyć przed nim, udamy się za pozwoleniem naszych czytelników gościńcem wiodącym z Neapolu do Rzymu,