tą samą droga spieszy nasz ambasador Dominik Józef Garat. Nie zatrzymamy się w obozie Sessy, gdzie się odbywają ćwiczenia wojenne wojsk króla Ferdynanda, ani też na wieży Castell one de Gaeta, tak niewłaściwie nazwanej grobem Cycerona, nie zatrzymamy się również przy powozie ambasadora który pędzi galopem z pochyłości Castellony, wyprzedzimy go do Itrii, gdzie Horacy, jadąc do Brindisium jadł kolację z kuchni Kapitona, a spał u Mureny.
Dzisiaj, to jest w epoce w którą wprowadzamy naszych czytelników, małe miasteczko Itria nie jest już l’urbs Marmurrarum, na 4.500 mieszkańców nie ma ludzi, którzyby dosięgli sławy głośnego prawnika rzymskiego, albo jego szwagra mecenasa.
Przytem nie potrzebujemy ani jeść, ani też prosić o gościnność, pragniemy tylko odpocząć kilka godzin u miejscowego stelmacha, u którego spotkamy się pewno z ambasadorem, a to dzięki złej drodze jaką się puścił.
Dom don Antonia de la Rota (który nazwisko swoje wywodził z czasów gdy Neapol należał do Hiszpanii, a może zawdzięczał je powabnej formie jaką nadawał jesionom i wiązom, którym najtrudniej dać kształt okrągły) leżał, w skutek przezorności właściciela, czyniącej honor jego inteligencji, o dwa kroki od poczty, naprzeciwko hotelu del Riposo d’Orazio, którego sam już szyld oznaczał pretensję (mówimy tu o samym hotelu) że był zbudowanym na miejscu domu Mureny. I w istocie, don Antonio de la Rota sądził i to z wielką przenikliwością, że