Na widok braciszka Michała, rozmowa została nagle przerwaną, z czego nowo przybyły łatwo mógł się domyśleć, że rozmowa dotykała kwestji domowej, której nie życzono wyjawiać obcemu.
Pezza ukłonił się grzecznie trzem zgromadzonym osobom, prosząc don Antonia o kilka słów rozmowy na osobności.
Don Antonio przystał na to dosyć niechętnie. Potomek zwycięzców hiszpańskich lękał się zostać sam na sam ze swoim młodym sąsiadem, chociaż ani mógł się domyśleć ile tenże posiadał silnej woli. Dał znak Francesce i Peppinowi aby odeszli.
Peppino podał ramię Francesce i wyszedł z nią śmiejąc się szydersko.
Pezza nie wymówił ani słówka, nie okazał najmniejszego niezadowolenia, nie pogroził rywalowi, chociaż doznał takiego uczucia, jakby go więcej żmij ugryzło niż don Boderyka w jego beczce.
— Panie, rzeki do don Antonia jak tylko drzwi zamknęły się za szczęśliwą parą, która prawdopodobnie w tej chwili śmiała się z biednego zakochanego; nie mam zdaje mi się potrzeby mówić, że kocham twoją córkę Franceskę.
— Jeżeli nie masz potrzeby mówić tego, mruknął don Antonio, a więc czemu to mówisz?
— Nie potrzebne to dla ciebie panie, ale nie dla mnie — właśnie proszę o rękę twej córki.
Don Antonio wybuchnął śmiechem.
— Nie widzę nic śmiesznego w mojem żądaniu panie, rzekł Michał Pezza, bardzo spokojnie, ale mówiąc do ciebie z całą powagą, sądzę się w prawie
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/465
Ta strona została przepisana.