Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/468

Ta strona została przepisana.

— Jużem się namyślił.
— Odmawiasz mi ręki Franceski?
— Raz na zawsze.
— Nawet w razie gdyby Peppino wyrzekł się ręki Franceski.
— Nawet i wtedy.
— Nawet wtedy gdyby Franceska chciała zostać moją żoną?
— Nawet wtedy.
— I pozwalasz mi odejść nie zostawiwszy mi nawet iskierki nadziei?
— Tak, powtarzając ci raz jeszcze — nie, nie, nie.
— Pomyśl tylko don Antonio, że Bóg nie karze rozpaczających, ale tych którzy ich w rozpacz wtrącają.
— Jest to zdanie księży.
— A ludzie honorowi popierają to zdanie! bądź zdrów don Antonio, niech pokój boży będzie z tobą. — I przy tych słowach Michał Pezza opuścił pokój.
We drzwiach domu kołodzieja spotkał kilku młodych ludzi z Itrii, do których uśmiechnął się jak zwykle. Wreszcie wszedł do Giansimonego.
Nie podobna było nie tylko pomyśleć, ale nawet posądzać go, patrząc na jego twarz tak spokojną, że należał do liczby tych zrozpaczonych, o których wspominał przed chwilą.
Wbiegł do swego pokoju i zamknął drzwi na klucz; tylko tym razem nie zbliżył się do okna, siadł na łóżku, oparł łokcie na kolanach, spuścił głowę na piersi, a duże łzy cicho spływać zaczęły po jego policzkach. Tak dwie godziny siedział nieporuszony, milczący, zapłakany, gdy zapukano do