Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/471

Ta strona została przepisana.

— Przychodzę po spodnie któreś mi przyrzekł.
Peppino trzymał w tej chwili w ręku małą kulkę która grającym za cel służyła, domyślając się w jakim zamiarze Michał przyszedł do niego, zamierzył się i z całą siłą rzucił nań pocisk.
Michał, który uważnie śledził każdy ruch Peppina, wyczytał w wyrazie twarzy nieprzyjaciela każdy jego zamach i lekko uchylił się na stronę. Kulka drewniana rzucona z całą siłą, przeleciała, świszcząc o dwa ledwo cale od skroni Michała i rozbiła się z trzaskiem na drobne kawałki o mur przeciwległy.
Pezza podniósł kamyk.
— Mógłbym, rzekł spokojnie, jak młody Dawid, roztrzaskać ci głowę tym kamykiem i oddałbym ci tylko wet za wet, ale zamiast wtłoczyć ci go w głowę, przedziurawię ci nim tylko kapelusz.
Kamyk przeleciał ze świstem, zerwał z głowy Peppina kapelusz, przedziurawiwszy go na wylot jak kula z fuzji.
— A teraz, mówił dalej Pezza marszcząc brwi i ściskając zęby, ludzi prawdziwie odważni nie walczą z daleka drzewem lub kamieniami.
— Wyciągnął nóż z kieszeni.
— Walczą z bliska z żelazem w ręku.
Potem zwracając się do młodych ludzi, którzy z zajęciem przypatrywali się tej scenie, tak zgodnej z obyczajami ich kraju, która jednakże rzadko przedstawiała się tak groźnie.
— A teraz, rzekł Michał zwracając się do obecnych, jako świadkowie napaści Peppina, bądźcie zarazem sędziami tego co ma nastąpić.
I zbliżył się do Peppina stojącego o dwadzieścia