Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/479

Ta strona została przepisana.

rzucają niespokojne spojrzenia na młodego człowieka, którego nie mają prawa odpędzić, gdyż stoi oparty o mur należący wpół do Antonia, wpół do Giansimonego, który od czasu owej pamiętnej rozprawy z Michałem, już mu nigdy nie wspominał o wydaleniu, gdyż zasłużone tylko mógł mu oddać pochwały.
Wybiło w pół do jedenastej, w chwili gdy kończono właśnie tańczyć najwięcej ożywioną tarantellę. Ostatni dźwięk muzyki konał powoli, gdy nagle odgłos znany don Antoniowi, dał się słyszeć, były to dzwonki koni pocztowych i turkot głuchy i ciężki powozu, nakoniec krzyki dwóch pocztyljonów, wzywających Antonia głosem basowym, któregoby się nie powstydził basista z teatru St. Karola.
Ten potrójny hałas, dał poznać godnemu kołodziejowi i całemu zacnemu towarzystwu, że droga z Castellone do Itrii, niepomyślną była dla podróżnych, nastręczając stelmachowi robotę, którą częstokroć podzielał z nim jeszcze miejscowy chirurg, gdyż u pojazdów łamały się koła i osie, a podróżni łamali znów ręce i nogi.
Ale osoba dla której żądano pomocy don Antonia, z powodu uszkodzenia pojazdu, nie potrzebowała na szczęście chirurga, a co bezzwłocznie potwierdził pocztyljon wołając:
— Prędzej, prędzej don Antonio, podróżny potrzebuje cię, bardzo mu pilno jechać dalej.
Antonio odpowiedział:
— Tem gorzej dla niego, jeżeli mu tak pilno, gdyż dzisiaj nie mogę pracować.