Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/487

Ta strona została przepisana.

— Ależ one ani słyszeć o tem nie zechcą, zapewniam cię obywatelu ambasadorze. Mój Boże 1 biedne istoty, cóż one poczną bez swego Marcina. Widzisz, spostrzegły już moją nieobecność i szukają mnie niespokojne oczyma.
I w istocie podczas tej rozmowy, raczej opowiadania, gdyż kilka słów jakie wyrzekł obywatel Garat, mogły być uważane za znaki pytania w mowie brygadyera Marcina, powóz starych księżniczek, zatrzymał się przed hotelem del Ripoio d’Orazio, a biedne księżniczki, widząc swego opiekuna zajętego żywą rozmową z osobą ubraną w mundur wysokiego urzędnika Rzeczypospolitej, lękały się jakiegoś spisku, uknutego na ich zgubę lub też przeciwnego rozkazu, co do ich podróży; więc też rozglądały się niespokojnie, co pochlebiło nadzwyczaj miłości brygadjera, gdyż wzywały głosem bardzo słodkim swego Marcina.
Kiedy Garat chcąc uniknąć ambarasującej rozmowy, zagłębił się w aleję prowadzącą do mieszkania kołodzieja, i usiadł na pustym tarasie, Marcin zbliżył się do drzwiczek karety i z ręką przy kaszkiecie, jak mu to kazał uczynić Championnet, oznajmił królewskim swym podróżnym rozkaz powrócenia do Rzymu, jaki otrzymał od zwierzchnika.
Jakto przewidział bardzo rozsądnie brygadyer Marcin, oznajmienie to przestraszyło księżniczki, zaczęły się naradzać między sobą, następnie ze swoim rycerzem honorowym, a po tej podwójnej naradzie, stanęło na tem: że hrabia miał się zapytać nieznajomego w niebieskim mundurze i pióropuszu trój-