Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/513

Ta strona została przepisana.

podbity i rządzony nie mogąc już działać, począł marzyć. Od trzech tygodni jak tu jestem, przyglądam się na ich ulicach i placach publicznych tej masie monumentalnej; a więc mój drogi, ci ludzie stali się w oczach moich płaskorzeźbami z kolumny Trajana; ludźmi co z niej zstąpili. Tak jest, w moich oczach nie są oni czem innem, tylko że to są żyjące figury płaskorzeźby, wielki pan, za nadto wielki władca świata, aby się mógł zniżyć do pracy. Dla tego też żeńców sprowadzają z Abruzów, tragarzy z Bergamu; dziury w ich płaszczach łatają im nie ich żony ale żydzi, bo czyż ich żony nie są matronami z czasów Lukrecji, przędzącemi len i pilnującymi domu — nie, ale matronami z czasów Katyliny i Nerona, które uważały za hańbę wziąść igłę do ręki. Uczyniłyby to wtenczas bezwątpienia, gdyby miały nią przekłuć język Cycerona, lub wykłuć oczy Oktawii. I jakże chcesz aby potomkowie tych którzy zbierali swoje porcje chleba idąc z portu do portu, którzy sześć miesięcy żyli ze sprzedaży swoich wotów na polu Marsowem, którym Katon, Cezar, August kazał rozdawać zboże, dla których Pompejusz budował forum i łaźnie, którzy mieli prefekta liweranta obowiązanego ich żywić i którzy mają go i dzisiaj, z tą różnicą że im już nie dostarcza żywności — aby potomkowie ci mogli zniżyć się do pracy? Nie! ci ludzie nie mogą pracować. Lud żebraków? Jedno tylko możesz wymagać od tego ludu po utracie jego korony: jeżeli ma żebrać, niech żebrze szlachetnie i właśnie to czyni. Możesz mu zarzucić okrucieństwo ale słabości nigdy, bo jego nóż odpowie za to.