Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/534

Ta strona została przepisana.

spojrzenie jego przybrało wyraz cichej zadumy; głowa opadła mu na piersi, twarz jego jednak nie miała cienia smutku ni cierpienia.
Na te wyrazy moja matka Luiza zadrżała.
— Ale, spytała go Luiza, twoja matka umarła?
— Czy niesłyszałaś nigdy droga Luizo, odpowiedział młody człowiek, a oczy jego miały ciągle ten sam wyraz słodkiego marzenia, że są pomiędzy ludźmi uprzywilejowane istoty, które nawet na ziemi mogą porozumiewać się z duchami. Tych istot wybranych żadna cecha zewnętrzna nie odróżnia od zwykłych ludzi, a nawet sami, nie umieją zdać sobie sprawy z swej władzy duchowej.
— Słyszałam jak nieraz kawaler San Felice rozmawiał o tem z uczonymi i filozofami niemieckiemi, którzy utrzymywali że ten stosunek świata widomego z światem wyższym, jest dotykalnym dowodem nieśmiertelności duszy.
— Co mnie w tobie zachwyca, rzekł Salvato, ta właśnie, ta prawdziwie niewieścia natura, która pod wdziękiem kobiecym ukrywa erudycję uczonego i mądrość filozofa, można więc z tobą rozmawiać nawet o przedmiotach nadnaturalnych.
— A więc, mówiła Luiza wzruszona, sądziłeś że tej nocy...
— Sądzę, jeżeli to nie ty weszłaś do mego pokoju i pochyliłaś się nademną, sądzę, żem widział moją matkę.
— Ale mój przyjacielu, spytała Luiza ze drżeniem, jakżeż można coś podobnego utrzymywać, jak można widzieć ducha bez ciała?