Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/536

Ta strona została przepisana.

— Dzisiaj, mówił młody człowiek opadając na poduszkę; opowiadanie wyczerpałoby moje siły; ale jakem ci już mówił, wydobyty gwałtem z łona mej matki, mieszałem pierwsze westchnienie, pierwsze uderzenie mojego serca z ostatniem śmiertelnem jej drgnieniem i od tego czasu połączył nas związek, którego grób nie zdołał rozerwać. Gdyż czy to jako skutek wzburzonego umysłu, gorączki czy też zjawiska rzeczywistego, już też nakoniec z powodu iż w niektórych wypadkach nienormalnych, prawa istniejące dla zwykłych ludzi, przestąją istnieć dla tych nad którymi żadnej nie wywierają władzy — zaledwo śmiem ci powiedzieć, gdyż fenomen ten wydaje mi się tak nieprawdopodobnym — od czasu do czasu, moja matka, zapewne dla tego że jest zarazem męczennicą i świętą, od czasu do czasu moja matka, za pozwoleniem Bożem zchodzi do mnie na ziemię.
— Co mówisz? szeptała Luiza cała drżąca.
— Mówię ci o tem, co istnieje dla mnie, ale co być może nie istnieje dla ciebie, a jednakże, ja nie sam tylko widziałem ten cień ukochany.
— Jakto i któż inny ją widział? zawołała Luiza.
— Tak jest, kobieta prosta, wieśniaczka, niezdolna wymyśleń podobnej historji, moja mamka.
— Twoja mamka widziała cień twej matki.
— Tak jest, czy chcesz abym ci opowiedział to cudowne zdarzenie? spytał się młody człowiek z uśmiechem.
Zamiast odpowiedzi, Luiza ujęła obiedwie ręce rannego i spojrzała mu w oczy.
— Mieszkaliśmy we Francji. Wprawdzie po za