Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/562

Ta strona została przepisana.

— Mój przyjacielu, rzekła San Felice do rannego, jest to młody człowiek, który w tej właśnie nocy, kiedy cię ledwo nie zamordowano, dopomógł mi, przyjść ci z pomocą.
— O! poznaję go, rzeki Salvato uśmiechając się; on to właśnie rwał zioła, które owa kobieta przykładała mi na ranę.
— Już tu raz był, chciał cię odwiedzić, gdyż podobnie jak nas wszystkich, obchodzisz go bardzo, ale go nie wpuszczono do ciebie.
— Ale wcale nie gniewam się o to, rzeki Michał, wcale nie jestem obraźliwy.
Salvato uśmiechnął się i podał mu rękę.
Michał ujął rękę podaną, przytrzymał uważnie.
— Patrz siostrzyczko, rzeki, powiedzieć by można, że to jest ręka kobiety, ale kiedy pomyślę: że ta mała rączka wymierzyła sławny cios Becajowi, bo w istocie, zadałeś mu Signiore potężny raz szablą...
Salvato uśmiechnął się.
— Czego szukasz? spytała Luiza.
— Kiedym już widział rękę, która potężny ów cios zadała, chciałbym obejrzyć tę piękną szablę.
— Potrzeba ci będzie takiej szabli, kiedy zostaniesz pułkownikiem, czy nie prawda Michale? rzekła Luiza śmiejąc się.
— Pan Michał będzie pułkownikiem? zapytał Salvato.
— O! to mnie nie ominie teraz, odpowiedział Lazaron.
— Dla czego? spytała Luiza.
— Ponieważ wszystko to co ci Nanno przepo-