Michał myśląc że chce zasnąć, zbliżył się do Niny.
— Kto to był taki? spytał pół głosem z ciekawością naiwną człowieka wpół dzikiego, którego instynkta nie ulegają konwenansom światowym.
Nina, która poprzednio bardzo cicho mówiła do swej pani, podniosła nieco głos, tak aby Salvato który nie posłyszał tego, co mówiła do pani, mógł słyszeć słowa, zwrócone do Michała.
— Jest to pewien bankier bardzo bogaty i bardzo wykwintny.
— Masz tobie! odpowiedział Michał, albo ja to znam bankierów!
— Jakto, nie znasz pana Andrzeja Backera?
— Kto to taki?
— Nie przypominasz go sobie, tego młodego blondyna, Niemca czy też Anglika, nie wiem z pewnością, który starał się o panią, przed jej zamążpójściem.
— A tak... Wszak to u niego Luiza ma cały swój majątek.
— Zgadłeś!
— To dobrze! Kiedy będę pułkownikiem i będę miał szlify i szablę, którą mi pan Salvato przyrzekł, kupię konia takiego właśnie, na jakim p. Andrzej Backer jeździ, a nic mi już brakować nie będzie.
Nina nic nie odpowiedziała; ale mówiąc do Michała, nie spuszczała wzroku z chorego, a ze drżenia prawie niedostrzeżonego muskułów jego twarzy, zrozumiała dobrze, że udając śpiącego, nie stracił ni jednego słowa, które wyrzekła do Michała.
Tymczasem Luiza przeszła do salonu, w którym
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/567
Ta strona została przepisana.