Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/568

Ta strona została przepisana.

oczekiwała zapowiedzianej wizyty; w pierwszej chwili ledwo poznała Andrzeja Backera; miał na sobie mundur dworski, obciął faworyty, które poprzednio nosił à 1’anglaise; była to ozdoba, której, mówiąc nawiasem, nienawidził król Ferdynand; na szyi miał zawieszony krzyż komandora św. Jerzego Konstantyniana, a na mundurze jaśniała gwiazda, spodnie miał krótkie i szpadę przy boku. Lekki uśmiech przemknął po ustach Luizy.
W jakim celu młody bankier w podobnem ubraniu, to jest w mundurze dworskim, oddawał jej wizytę o godzinie jedenastej rano? Zapewne sam jej to powie.
Zresztą musimy przyznać, że Andrzej Backer, pochodzący z pokolenia anglo-saksońskiego, był ślicznym chłopcem, nie miał więcej nad lat 28, blondyn, świeży, rumiany, głowa jego kształtu czworograniastego, zdradzała człowieka siedzącego ciągle nad liczbami, podbródek miał wystający, jest to cecha zapalonych spekulantów, ręce o palcach które widocznie bezustanku liczyły pieniądze. Wytworny, pewny siebie, czuł się jednakże nieco nieswoim w nowem ubraniu, które pomimo tego, z widoczną nosił przyjemnością, więc też bez najmniejszej przesady i niby przypadkiem, stanął przed zwierciadłem, aby ujrzeć, jak też krzyż św. Jerzego i gwiazda tegoż samego orderu, wyglądają na jego piersiach.
— Ach mój Boże! kochany panie Andrzeju, rzekła do niego Luiza, popatrzywszy na niego chwilę i oddawszy mu ukłon głęboki, jakże wspaniale wyglądasz! Nic się teraz nie dziwię, że tak chciałeś koniecznie widzieć się ze mną, zapewne nie dla zło-