dące do twoich apartamentów. Po długich butach, skórzanych spodniach i galonowanej kurtce, zdawało mi się, że rozpoznaję biedaka, na którego Wasza Królewska Mość oczekuje; może go spotkało jakie nieszczęście.
W tej chwili kamerdyner ukazał się na progu.
— Najjaśniejszy Panie, powiedział, kurjer Antonio Ferrari przybył i w gabinecie Waszej Królewskiej Mości oczekuje, zapytując, czy raczy przyjąć depesze, jakie przywiózł.
— Moja Eminencjo, powiedział król, oto nasza odpowiedź przybywa.
I nie zapytując nawet kamerdynera, czy Ferrari sam się zranił, lub przez kogo został raniony, Ferdynand wszedł spiesznie ukrytemi schodami i znalazł się z kardynałem w swoim gabinecie przed przybyciem kurjera, który osłabiony otrzymaną raną, szedł powoli i co kilka kroków musiał się zatrzymywać.
W kilka chwil potem, drzwi gabinetu otworzyły się i Antonio Ferrari, wciąż przez dwóch ludzi podtrzymywany, stanął na progu blady, z głową opasaną zakrwawionym bandażem.
Spostrzegłszy króla, Ferrari usunął podtrzymujących go ludzi i jak gdyby sama obecność pana sił mu dodawała, postąpił trzy kroki naprzód i podczas kiedy dwaj ludzie oddalili się, zamykając drzwi za sobą, wyjął z kieszeni prawą ręką depeszę, podał