Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/668

Ta strona została przepisana.

Anglji, kłaniały się, powiewały chustkami. Okrzyki: niech żyje Król! Niech żyje Anglja! Niech żyje Nelson! Śmierć Francuzom! podnosiły się jak wybuchy groźby, jak burzliwy wicher wpośród spokojnych fali ludzkiej, której bałwany uderzają, o tamę, grożąc jej każdej chwili rozerwaniem. Krzyki te, wychodzące z głębi ulic, wznosiły się z okna do okna, jak ogniste węże, mające zapalić sztuczny ogień na najwyższych piętrach i zginąć na tarasach, okrytych widzami. Cały ten sztab, galopujący na placu, wszystek lud ściśnięty w ulicach, wszystkie domy powiewające chustkami, wszyscy widzowie, zapełniający tarasy, wszystko to oczekiwało króla Ferdynanda, mającego osobiście stanąć na czele swej armji przeciwko Francuzom.
Już od ośmiu dni wojna została ogłoszoną, księża miewali mowy w kościołach, mnisi głosili je na placach i rynkach, stojąc na słupach i kozłach, wszystkie mury były obwieszone proklamacjami króla. Objawiały one, że król wszystko robił, ażeby zachować stosunki przyjazne z Francją, ale honor neapolitański został znieważony zajęciem Malty, własności królestwa Sycylji, że nie może tolerować najścia państwa papieża, którego kocha, jako swego dawnego sprzymierzeńca i szanuje jako głowę kościoła; w skutek więc tego, idzie z swoją armją dla przywrócenia Rzymowi tego prawego zwierzchnika.
Potem, odwołując się wprost do ludu, mówił: Gdybym mógł otrzymać ten skutek jakąkolwiek inną ofiarą, bez wahania byłbym ją uczynił; ale jakaż nadzieja powodzenia po tylu strasznych przykładach,