Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/675

Ta strona została przepisana.

sztuk armat było przeznaczone do korpusu armii środkowej, to jest tej. na której czele miał być kroi i generał Mack; nakoniec szły skarby armji, zamknięte w żelaznych wozach.
Godzina jedenasta wybiła na kościele świętego Ferdynanda. Była to godzina odjazdu, a raczej była już godzina spóźniona: godzina odjazdu miała być dziesiąta. Król chciał zakończyć dramatycznie.
— Moje dzieci, zawołał on wyciągając ramiona ku balkonowi, gdzie były młode księżniczki i młodzi książęta: Leopold i Albert. Byli to ostatni dwaj synowie króla, jeden dziewięcioletni Leopold książę Salerny, faworyt królowej; drugi Albert, ulubieniec króla, sześcioletni i którego dni już były policzone.
Dwaj chłopcy, słysząc wołanie ojca, zniknęli z balkonu z swoimi nauczycielami, lecz na schodach wyprzedzili ich, puścili się wielką bramą z odwagą właściwą tylko młodości między konie, plac napełniające i pobiegli do króla.
Król ich brał kolejno, podnosił w górę i całował. Potem pokazał ich ludowi krzycząc tak głośno, że go słyszano w znacznej odległości.
— Polecam wam ich, moi przyjaciele; po królowej są mi oni najdroższymi na święcie.
I oddając dzieci nauczycielom, dodał wyciągając szpadę z gestem, który mu się tak śmiesznym wydał u barona Mack.
— A ja, ja idę zwyciężyć albo umrzeć za was!
Na te słowa wzruszenie doszło do szczytu, młodzi książęta płakali, królowa podniosła chustkę do oczów, książę Kalabryjski wyciągnął ręce do nieba, jak gdyby