Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/676

Ta strona została przepisana.

wzywając błogosławieństwa Boskiego na głowę swojego ojca, profesorowie wzięli małe książęta na ręce i pomimo ich krzyków, wynieśli je, tłum wybuchnął głośnym płaczem i krzyczał hurra! Wrażenie zostało wywołane, przedłużać je byłoby to samo, co zmniejszyć. Trąby dały znak odjazdu i puszczono się w pochód. Mały oddział kawalęrji, stojący na Largo San Ferdinando, poszedł za nimi stanowiąc głowę kolumny, król niezwłocznie udał się za nimi, kłaniając się ludowi wołającemu: Niech żyje Ferdynand IV.! Niech żyje Pius VI.! Śmierć Francuzom!
Mack z swoim sztabem postępował za królem, za nim cały groźny orszak, który widzieliśmy, zakończony takimże oddziałem kawalerji, jak idący na czele.
Zanim zupełnie opuszczono plac Zamkowy, król odwrócił się, skłonił się jeszcze raz królowej i pożegnał swoje dzieci. Potem zagłębił się w długą ulicę Toledo, mającą go zaprowadzić przez Largo Mercatello, Port’ Alba i Largo delle Pigne na drogę wiodącą do Kapui, gdzie świta króla miała się zatrzymać, podczas kiedy król w Cazerte miał na prawdę pożegnać żonę i dzieci i zrobić ostatnią wizytę kangurom. Król najwięcej żałował, że pozostawiał w Neapolu swój niedokończony żłobek.
Za miastem oczekiwał powóz; król wsiadł z księciem d’Ascoli, generałem Mack, markizem Malaspina i wszyscy czterej pojechali do Cazerte, gdzie za dwie godziny potem miała przybyć królowa,