w pół do dziewiątej rano, przybył do Rzymu. Przy bramie San Giovanni robiono mu pewne trudności, ale po obejrzeniu depeszy, oficer francuzki, będący na warcie, zapytał młodego majora, czy znał Rzym, a na jego przeczącą odpowiedź, dał żołnierza, aby go zaprowadził do pałacu generała.
Championnet powracał z przechadzki na okopach a raczej w około sklepów, z swoim adjutantem Thiébault, właśnie tym, którego po Salvacie lubił najwięcej, i z generałem inżynierji Eblé, od dwóch dni przybyłym. Przy drzwiach pałacu Corsini, spotkał czekającego nań wieśniaka; wnosząc z jego ubioru, sądzić można było, że pochodził z dawnej prowincji Samnia.
Generał zsiadł z konia i zbliżył się do niego, bo od pierwszego rzutu oka poznał, że ten człowiek miał jakiś interes. Thiebault chciał zatrzymać generała, bo pamiętał jeszcze o zabójstwach Bassevilla i Dufanta, ale generał odsunął adjutanta i zbliżył się do wieśniaka:
— Zkąd przybywasz? zapytał.
— Z południa.
— Znasz hasło?
— Znam: Neapol i Rzym.
— Poselstwo twoje jest ustne czy piśmienne?
— Piśmienne. I podał mu list.
Zawsze od tej samej osoby?
— Niewiem.
— Czy mam dać odpowiedź?
— Nie.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/683
Ta strona została przepisana.