Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/688

Ta strona została przepisana.

Championnet podszedł ku niemu i podając rękę:
— Panie, pod moim dachem nie ma nieprzyjaciół, są tylko moi goście, odparł generał; cieszę się więc z twego przybycia, chociażbyś mi nawet przynosił wojnę.
Młodzieniec znów się ukłonił i oddał głównemu dowódzcy depeszę barona Mack.
— Jeżeli to nie jest wojna, powiedział, to przynajmniej coś do niej bardzo podobnego.
Championnet rozpieczętował list i najlżejszem poruszeniem twarzy nie zdradził wzruszenia. Co do posła, wiedząc co zawierała depesza, ponieważ ją sam pisał, nie aprobując ani jej formy ani treści, niespokojnie spoglądał na generała przechodzącego z jednego wiersza do drugiego. Ukończywszy, Championnet uśmiechnął się i schował depeszę do kieszeni.
— Panie, powiedział do młodego posła, czcigodny generał Mack mówi, że cztery godziny masz ze mną przepędzić, dziękuję mu za to i uprzedzam, że nie daruję ci ani jednej minuty. Wyjął zegarek. — Jest kwadrans na jedenastą, o kwadrans na trzecią będziesz wolny. Thiebault powiedział do wchodzącego adjutanta, każ dać jedno nakrycie więcej, pan raczy z nami podzielić śniadanie.
— Generale, wybełkotał młody oficer zdziwiony, więcej niż zdziwiony bo zaambarasowany grzecznością względem człowieka, przynoszącego list tak niegrzeczny, doprawdy niewiem...
— Jeżeli możesz przyjąć śniadanie biedaków, którym brakuje wszystkiego, opuściwszy stół królewski wspaniale zastawiony, powiedział Championnet śmie-