szony opuście Rzym, ale nie oddaję go. Zostawiam pułkownika Thiebault, zajmie on z pięciuset ludźmi warownię św. Anioła, dałem słowo honoru, że za dwadzieścia dni przybędę uwolnić go; a wy czy przyrzekacie to ze mną?
— Tak, tak, tak, zawołało trzy tysiące głosów.
— Na honor? zapytał Championuet.
— Na honor! trzy tysiące ust powtórzyło.
— Teraz, ciągnął dalej Championnet, wybierzcie z pośród was pięciuset ludzi, którzy raczej zagrzebią się pod marami zamku Saint-Ange, aniżeli poddadzą.
— Wszyscy, wszyscy jesteśmy gotowi, zawołali ci, do których się odwoływano.
— Sierżanci, powiedział Championnet, wyjdźcie z szeregów i wybierzcie, po piętnastu ludzi z każdej kompanii.
Po przeciągu dziesięciu minut czterestu ośmdziesięciu ludzi stało zebranych osobno.
— Przyjaciele, powiedział do nich Championnet, wy to będziecie strzedz chorągwi dwóch pułków, a my je przybędziemy odebrać. Niech każdy chorąży wyjdzie z szeregu i przyłączy się do ludzi warowni św. Anioła.
Ci byli posłusznymi i wyszli przy zapamiętałych okrzykach: Niech żyje Championnet! Niech żyje Rzeczpospolita!
— Pułkowniku Thiébault, ciągnął dalej Championnet, przysięgnij i każ przysiądz twoim ludziom, że raczej pozwolicie się zabić do ostatniego, aniżeli się poddacie.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/702
Ta strona została przepisana.