Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/715

Ta strona została przepisana.

się ogromne zamieszanie, kobiety biły dzieci, dzieci drapały kobiety; słowem było dużo krzyku, płaczu, a mało bólu.
Na placu Navone drugi stos zobaczył. Uczynił to samo pytanie i otrzymał tęż sama odpowiedź. Król już nie w swojej kieszeni a u księcia d’Ascoli szukał, wyjął drugą garść pieniędzy, a że tą rażą byli mężczyźni i kobiety, rzucił je między tancerki i tancerzy.
Tym razem, jak powiedzieliśmy, nie były tylko kobiety i dzieci, byli i mężczyźni. Płeć mocna czuła się w większem prawie do pieniędzy od płci słabej, kochankowie i mężowie kobiet pobitych wydobyli noże, jednego z tancerzy zraniono i odniesiono do szpitala.
Na placu Colonna, to samo miało miejsce, tylko tym razem ukończyło się z chwałą dla moralności publicznej. W chwili, kiedy miano rozpocząć bójkę na noże, jeden z obywateli przechodził w kapeluszu nasuniętym na oczy, pies na niego zaszczekał, dziecko krzyknęło że to jakobin, krzyk dziecka i szczekanie psa zwróciło uwagę walczących, którzy nie słuchając tłómaczenia obywatela w kapeluszu nasuniętym, wrzucili go w stos, gdzie nędznie zginął wśród radosnego wycia pospólstwa.
Nagle jednemu z podpalaczy zabłysła świetna myśl w głowie: te drzewa wolności, które ścinano i zamieniano w węgiel i popiół, nie wyrosły same! zasadzono je. Ci, którzy je zasadzili byli ważniejszymi od biednych drzew, pozwalających się zasadzać; należało więc w tym wypadku postąpić