— Ona płakała!
Salvato nie płakał, łzy zdawały się nieznanemi tej twarzy spiżowej; tylko kiedy wyszła San-Felice, głowa jego opadła na rękę i stał się tak nieruchomym i pozornie obojętnym na wszystko co go otaczało, jak gdyby się zamienił w posąg; zresztą był to jego zwykły stan w czasie nieobecności Luizy. Przy jej wejściu, a nawet przed wejściem jeszcze, to jest na szelest jej kroków, podniósł głowę i uśmiechnął się, tak, że tą rażą, jak zwykle, młoda kobieta wchodząc ujrzała uśmiech człowieka ukochanego.
Luiza poszła prosto do młodego człowieka, podała mu obiedwie ręce i powiedziała z uśmiechem.
— O! jakże jestem szczęśliwa, że już niebezpieczeństwo minęło.
Nazajutrz Luiza była przy Salvacie, kiedy około pierwszej po południu zaczęli dzwonić i bić salwy armatnie. Królowa odebrała depesze od swego dostojnego małżonka o jedenastej rano i trzeba było dwóch godzin dla wydania rozkazów na te radosne objawy.
Salvato na ten podwójny odgłos zadrżał, jak to już powiedzieliśmy, na swoim fotelu; zerwał się i z zmarszczonemi brwiami, nozdrzami rozdętemi, jak gdyby czuł zapach prochu, nie zabawy publicznej, jakby usłyszał sygnał z pola bitwy i spoglądając kolejno na Luizę i jej służącą.
— Co to jest? zapytał.
Obiedwie kobiety zrobiły jednocześnie ruch ma-
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/751
Ta strona została przepisana.