Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/769

Ta strona została przepisana.

Godziny upływały. Godziny smutne upływają tak prędko, a nawet częstokroć prędzej jeszcze od godzin szczęśliwych. Młodzi ludzie nie przyrzekali sobie nic na przyszłość, mówili o przeszłości. Nina weszła, Nina oddaliła się; oni jej nie widzieli, żyli w świecie nieznanym, zawieszonym pomiędzy niebem i ziemią; tylko na dźwięk każdej godziny głęboko wzdychali.
O ósmej Nina weszła.
— Michał to przysyła, powiedziała. I położyła przed młodymi ludźmi zawiniątko okryte serwetą.
Rozwiązali je. Było to ubranie wieśniaka.
Kobiety wyszły. W kilka chwil Salvato ubrany jak do ucieczki, otworzył drzwi. Luiza wydała okrzyk zdziwienia: był piękniejszy jeszcze pod ubraniem górala niżeli obywatela.
Ostatnia godzina upłynęła jak gdyby minuty zamieniły się na sekundy. Dziewiąta wybiła.
Luiza i Salvato rachowali każde uderzenie, a przecież wiedzieli że to biła dziewiąta.
Salvato patrzył na Luizę, ona podniosła się także.
Młoda dziewczyna była blada jak chusta, brwi jej były zmarszczone, przez usta na wpół otwarte widać było białe i ostre zęby, głos jej zdawał się przez nie z trudnością wychodzić.
— Michał czeka, powiedziała.
— Pójdźmy, powiedziała młoda kobieta podając rękę Salvacie.
— Jesteś wielką i szlachetną Luizo, odrzekł i podniósł się, ale chociaż mężczyzna, zachwiał się.