przez kardynała Imperiali. Trzymał lunetę w ręku przyglądał się okolicom miasta i swemu sekretarzowi kazał pisać uwagi na mapie wojennej. Widząc przybiegającego galopem Macdonalda bladego i wzruszonego:
— Generale, powiedział, z daleka sądziłem, że przynosisz mi wieści o nieprzyjacielu, ale teraz widzę że się mylę, bo gdyby tak było, byłbyś spokojnym a nie wzruszonym.
— A jednak przynoszę je generale, powiedział Macdonald zeskakując z konia; oto są. I podał mu manifest.
Championnet czytał bez gniewu, a tylko poruszał ramionami.
— Czyż nie znasz człowieka z jakim mamy do czynienia? powiedział. I cóż na to odpowiedziałeś?
— Naprzód wydałem rozkaz przeczytania manifestu armii.
— Dobrze zrobiłeś, dobrze jest, gdy żołnierz nienawidzi nieprzyjaciela, a jeszcze lepiej jeżeli nim pogardza. Ale domyślam się że to jeszcze nie wszystko, zapewne odpisałeś generałowi Mack?
— Tak. że z kolei każdy więzień neapolitański odpowie głową, za głowę każdego francuza chorego w Rzymie.
— Tym razem źle zrobiłeś.
— Źle!
Championnet patrzył na Macdonalda z niewypowiedzianą dobrocią i kładąc mu rękę na ramieniu:
— Przyjacielu powiedział, nie uciskiem krwawym republikanie powinni odpowiadać wrogowi. Królowie
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/776
Ta strona została przepisana.