Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/808

Ta strona została przepisana.

to na prawo, to znów na lewo, i swoim szmerem tajemniczym, jakoby jęki cieniów zamieszkujących je. Co chwila Ferdynand zbliżał swego konia do swego towarzysza, ściągał cugle aby być gotowym do przesadzenia rowu i zapytywał: — Czy widzisz Ascoli? — Czy słyszysz Ascoli? — I Ascoli spokojniejszy, bo odważniejszy od króla, patrzy! i odpowiadał: — Nic nie widzę N. Panie — słuchał i odpowiadał: — Nic nie słyszę N. Panie. A Ferdynand z swoim zwykłym cynizmem dodawał:
— Mówiłem generałowi Mack, że nie jestem pewnym czy jestem odważny; a więc teraz mam już zdanie ugruntowane w tej mierze, z pewnością nim nie jestem!
W ten sposób jechano do Albano; dwaj uciekający przebyli drogę z Rzymu w niespełna godzinę; wszystkie bramy były pozamykane, pocztowa tak jak inne. Książe d’Ascoli poznał ją po napisie nad bramą, zsiadł z konia i zaczął się głośno dobijać. Poczthalter śpiący już od trzech godzin, przyszedł otworzyć mrucząc w bardzo złym humorze; ale d’Ascoli wyrzekł magiczny wyraz wszystkie drzwi otwierający:
— Uspokój się będziesz dobrze zapłacony.
Twarz poczthaltera natychmiast rozpogodziła się.
— Czem mogę służyć Waszym Ekscelencjom? zapytał.
— Powozem, trzema pocztowemi końmi i pocztyljonem umiejącym zręcznie powozić, powiedział król.
— Za kwadrans wszystko to będzie gotowe. — Może tymczasem panowie raczą wejść do mego pokoju.