Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/810

Ta strona została przepisana.

— Tak sądzisz d’Ascoli?
— W. K. Mość sama to widziała, nie wiele brakowało aby nasz gospodarz wyszedł na czworakach.
— No, mój kochany d’Ascoli, powiedział król najpieszczotliwszym głosem, nie domyślasz się co masz zrobić.
— Ja N. Panie?
— Ale nie, ty może nie zechcesz...
— N. Panie, rzekł poważnie d’Ascoli, ja zechcę wszystko, czego W. K. Mość zażąda.
— O! ja wiem że ty gotów jesteś poświęcić się dla mnie, że jesteś moim jedynym przyjacielem, wiem dobrze że ty jesteś jedynym człowiekiem którego mogę prosić o podobną przysługę.
— Więc to coś bardzo trudnego?
— Tak trudnego — że gdybyś ty był na mojem miejscu a ja na twojem, nie wiem czy zrobiłbym dla ciebie to o co chcę prosić iżbyś dla mnie uczynił.
— O! N. Panie, to nie jest żaden dwód, odpowiedział d’Ascoli z lekkim uśmiechem.
— Zdaje mi się że wątpisz o mojej przyjaźni, to źle.
— Obecnie najważniejszem jest N. Panie, odparł książę z najwyższą godnością, abyś W. K. Mość nie wątpił o mojej.
— O! jak mi dasz ten dowód jeszcze, o niczem już nie będę wątpił, przyrzekam ci to.
— Jakiż to jest dowód, N. Panie? Zwracam uwagę W. K. Mości, że traci dużo czasu nad rzeczą prawdopodobnie bardzo prostą.
— Bardzo prostą, bardzo, wyszeptał król; czy