jęła w obydwie ręce głowę Emmy, żywo ją przybliżyła do swoich ust i pocałowała w obydwa oczy.
— Masz pani moje słowo, powiedział Nelson. Od tej chwili twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi, twoi nieprzyjaciele są mymi wrogami, i gdybym nawet miał zgubić się, ocalając cię, ocalę.
— O! wykrzyknęła Emma, jesteś prawdziwie rycerzem króli i obrońcą tronów! Ty jesteś właśnie człowiekiem o jakim marzyłam i któremu miałam oddać całą moją miłość, całe moje serce!
I tym razem już nie czoło okryte bliznami bohatera, ale drżące usta kochanka, ucałowała nowoczesna Circe. W tej chwili zapukano lekko do drzwi.
— Wejdźcie tam, ukochani przyjaciele mojego serca, powiedziała królowa wskazując pokój Emmy; to Acton przybywa z odpowiedzią.
Nelson upojony pochwałami, miłością, dumą, uprowadził Emmę do tego pokoju z wonną atmosferą, którego drzwi zdawały się same za nimi zamykać.
W sekundę wyraz twarzy królowej zmienił się, jak gdyby włożyła lub zdjęła maskę; wzrok jej stał się surowym i głosem krótkim wymówiła to jedno słowo:
— Wejdź.
Był to Acton w istocie.
— No cóż, zapytała, kogóż J. K. Mość oczekiwał?
— Kardynała Ruffo, odrzekł Acton.
— Nie wiesz o czem mówili?
— Nie pani, ale wiem co robili.
— I cóż robili?
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/871
Ta strona została przepisana.