Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/874

Ta strona została przepisana.

— Nie czytuję romansów, rozumiesz pan! odrzekł sędzia, z powagą.
— Źle pan robisz, bardzo źle, niektóre są bardzo zajmujące i gdyby było w mojej celi cokolwiek widniej, z chęcią czytałbym z nich jaki.
— Panie, żądam ażebyś się przejął tą prawdą.
— Jaką, panie markizie?
— Że jesteśmy tutaj ażeby się zajmować czem innem, nie romansami. Siadaj pan.
— Dziękuję, panie markizie, chciałem panu powiedzieć, że w Tajemnicach Udólfa znajduje się opis pokoju zupełnie takiego jak ten; w tej to sali dowódca rozbójników miewał swoje posiedzenia.
Vanni przyzwał całą swoją powagę.
— Spodziewam się, obwiniony, że tym razem...
Nicolino przerwał.
— Naprzód, nie nazywam się obwiniony, pan wiesz o tem.
— Niema stopnia społeczeńskiego w obec prawa, jesteś obwinionym.
— Przyjmuję to jako słowo, ale nie jako rzeczownik; no i o cóż jestem obwiniony?
— Jesteś obwiniony o spisek przeciwko rządowi.
— No, i otóż pan znów wpadasz w swoją manię.
— A pan w swój brak uszanowania dla sprawiedliwości.
— Ja nie szanuję sprawiedliwości?! A! panie markizie, chyba mnie bierzesz za kogo innego. Bogu dzięki nikt więcej nie szanuje sprawiedliwości odemnie. Sprawiedliwość! ależ to słowo Boże na ziemi. O nie, ja nie jestem tak bezbożnym iżbym nie sza-