Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/875

Ta strona została przepisana.

nował sprawiedliwości, Co się tyczy sędziów, to zupełnie co innego, o tem nic nie mówię.
Vanni niecierpliwie tupnął nogą.
— Czy nakoniec zdecydujesz się dzisiaj odpowiadać na pytania jakie ci zadam?
— To zależy od pytań.
— Obwiniony!... krzyknął zniecierpliwiony Vanni.
— Jeszcze, powiedział Nicolino ruszając ramionami; powiedz mi pan, co ci szkodzi nazywać mnie księciem. Ja cię nazywam markizem, a z pewnością chociaż mam zaledwie trzecią część twego wieku, dawniej jestem księciem niż ty markizem.
— Dobrze, dosyć o tem... Wiele masz lat?
Nicolino wyjął z kieszonki okazały zegarek:
— Dwadzieścia jeden, trzy miesiące, ośm dni, pięć godzin, siedem minut, trzydzieści dwie sekund. Mam nadzieję że tym razem nie obwinisz mnie o brak szczegółów.
— Jak się nazywasz?
— Nicolino Caracciolo, zawsze jednakowo.
— Gdzie mieszkasz?
— W zamku San-Elmo, w celi pod N. 3, na drugiem piętrze pod antresolami.
— Nie pytam się gdzie mieszkasz teraz; pytam gdzie mieszkałeś kiedy cię aresztowano?
— Nigdzie nie mieszkałem, byłem na ulicy.
— To dobrze. Mniejsza o twoją odpowiedź, wiadome jest miejsce twego zamieszkania.
— W takim razie powiem jak Agamemnon do Achillesa: dla czego pytasz, kiedy wiesz?
— Czy należałeś do zebrania spiskowych zgro-