— Fi! jakże można pytać człowieka dobrze wychowanego czy poznaje list od kobiety! O! panie markizie! I spokojnie podnosząc list do kandelabru, zapalił go.
Vanni zerwał się wściekły.
— Co pan robisz? krzyknął.
— Jak pan widzisz, palę go, należy zawsze palić listy kobiece, inaczej biedne istoty bywają skompromitowane.
— Żołnierze! wołał Vanni.
— Nie zadawaj pan sobie trudu, rzekł Nicolino dmuchnąwszy popiół pod nos Vanniemu, już po wszystkiem. I spokojnie poszedł usiąść na swojej ławce.
— Bardzo dobrze, powiedział Vanni, uśmieje się dobrze, kto będzie się śmiał ostatni.
— Panie, ja się nie śmieję ani pierwszy ani ostatni, powiedział Nicolino wyniośle, tylko mówię i działam jak uczciwy człowiek.
Vanni ryknął; ale widać nie był jeszcze u kresu swoich pytań bo zdawał się uspokajać, chociaż z wściekłością wstrząsnął tabakierką prawą ręką.
— Pan jesteś synowcem Franciszka Caracciolo? mówił dalej Vanni.
— Mam ten zaszczyt, panie markizie, odrzekł spokojnie Nicolino, kłaniając się.
— Często go widujesz?
— Jak mogę najczęściej.
— Czy wiesz o tem że to jest człowiek złych zasad?
— Wiem że jest człowiekiem najuczciwszym z całego Neapolu i najwierniejszym poddanym J. K.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/878
Ta strona została przepisana.