W. K. Mości myślą powierzenia dowództwa armii jego Eminencji, zamiast temu fanfaronowi austriackiemu.
— Opacie, powiedziałeś wielką prawdę, rzekł król, kładąc rękę na ramię jego.
Buffo ukłonił się.
— Ale, o ile mogę się domyśleć, powiedział, pan opat zapewne nie przybył tylko w celu mówienia prawdy, którą pozwoli że ja wezmę za pochwałę.
— Wasza Eminencja ma słuszność, powiedział Pronio kłaniając się, ale prawda wypowiedziana przy zdarzonej sposobności, od czasu do czasu, mogąc czasami zaszkodzić nierozważnemu który ją mówi, nigdy nie może zaszkodzić królowi słyszącemu ją.
— Jesteś pan rozumny, powiedział Ruffo.
— To samo przed chwilą sobie mówiłem, rzekł król; a jednak jest tylko prostym opatem kiedy na hańbę mego ministra oświecenia znajduje się w mojem królestwie tylu osłów którzy są biskupami.
— To wszystko nie mówi nam z czem opat przyszedł do W. K. Mości?
— Mów, mów opacie, kardynał mi przypomina że masz interes; słuchamy cię.
— Będę zwięzłym, N. Panie. Wczoraj wieczorem o dziewiątej byłem u mego siostrzeńca będącego poczthalterem.
— To prawda, napróżnom szukał gdzie cię już widziałem. Teraz już wiem, to było tam.
— Tak właśnie, N. Panie. Dziesięć minut przedtem przybiegł goniec zamówił konie, mówiąc do poczthaltera: Nadewszystko nie każ długo czekać, bo to dla bardzo wielkiego pana i odjechał śmiejąc
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/888
Ta strona została przepisana.