Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/89

Ta strona została przepisana.

ukazaniem się ambasadora Francji i słowami przez niego rzucanemi, w tym czasie małe drzwiczki drewniane, wychodzące na najodludniejsze miejsce wzgórza Pausilippe między skałą Frise a traktjernią la Schiava, małe drzwi, mówimy, otworzyły się z wewnątrz, aby przepuścić człowieka owiniętego szerokim płaszczem, którym zasłaniał dół twarzy, bo górna jej część ginęła w cieniu jakim ją otaczał kapelusz z szerokiemi skrzydłami zaciśnięty na oczy.
Zamknąwszy starannie drzwi za sobą, człowiek ten udał się wązką ścieżką spuszczającą się gwałtownie z boku pochyłości do morza i prowadzącą prosto do pałacu królowej Joanny. Tylko zamiast prowadzić do pałacu, ścieżka ta przytykała do prostopadłej skały, pochylając się nad przepaścią dziesięciu, lub dwunastu stóp. Prawda, że do tej skały dostawała w tej chwili deska, której drugi koniec oparty był o framugę okna pierwszego piętra pałacu, tworząc ruchomy most prawie tak wazki jak ostrze brzytwy, po której trzeba przejść aby dosięgnąć progu raju Mahometa. Jakkolwiek wazki i ruchomy był ten most, człowiek w płaszczu przeszedł go z niedbałością wskazującą przyzwyczajenie do tej drogi; lecz w chwili gdy miał się dostać do okna, człowiek ukryty wewnątrz ukazał się i zagrodził przejście nowo przybyłemu, przykładając mu pistolet do piersi. Zapewne przybyły spodziewał się takiej przeszkody, gdyż nie zdawał się wcale nią zatrważać, zrobił znak masoński, szepnął do zagradzającego mu drogę połowę słowa, które tenże dokończył ukazując wejście do ruiny, co dozwoliło nareszcie