Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/893

Ta strona została przepisana.

— Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści N. Panie, nie obawiam się tego. Interes jest zbyt korzystny aby W. K. Mość nie zgodził się, a Jego Eminencja zbyt jest przychylnym sprawie korony, ażeby go nie doradzał.
— Pozostaw więc nas samych na chwilę, kochany opacie. Jego Eminencja i ja pnmówimy o twojej propozycji.
— N. Panie będę w przedpokoju czytał mój brewiarz. Skoro W. K. Mość coś postanowi, rozkaże mnie wezwać.
— Idź, idź opacie.
Pronio ukłonił się i wyszedł.
Król i kardynał chwilę w milczeniu patrzyli na siebie
— Cóż myślisz kardynale o tym opacie? zapytał król.
— Że to człowiek jakiego potrzeba, N. Panie, i że ludzi takich rzadko się spotyka.
— Dziwny św. Bernard głoszący nową krucjatę, powiedz tylko?
— Ha! N. Panie, może mu się lepiej powiedzie niż prawdziwemu.
— Jesteś więc zdania, abym przyjął jego propozycję?
— W naszem położeniu N. Panie, nie widzę w tem nic niewłaściwego.
— Ale powiedz sam, kiedy się jest wnukiem Ludwika XIV i nazywa się Ferdynandem de Bourbon podpisywać swojem imieniem dyplom dla dowódzcy rozbójników i człowieka pijącego krew, jak inny